Dzisiaj mój pies mnie zaskoczył i to pozytywnie.
Jak co dzień (od niedzieli) poszliśmy na łąkę trochę potrenować i wyszaleć się. Tradycyjnie na początku porzucałam mu aporta, raz był tak niecierpliwy, że odbił się od mojej nogi aby móc dosięgnąć zabawkę, która była wysoko w mojej ręce.
Po kilku razach pozwoliłam mu pobiegać od tak dla wyładowania nadmiaru energi, oczywiście wykorzystał to aby móc poćwiczyć ostre zakręty.
Minęło kilkanaście minut i wróciliśmy na nasz teren, odpięłam mu smycz i wówczas się zaczęło...
Psiak latał to tu to tam bacznie pilnując czy jestem, podleciał pod płot gdzie czasem bawi się syn sąsiadki
na co ja go odwołałam i... WRÓCIŁ merdając ogonem.
Później poszłam z nim w okół budynku, ładnie zawrócił i to bez jakiegokolwiek ociągania się.W końcu wysłałam go na górkę aby mógł się załatwić, poniuchać bo nie chciał ode mnie odejść. Poszłam sobie dalej, jak gdyby nigdy nic, po chwili go zawołałam i... z olbrzymią i nieopisaną radością to czarne oporne psie przyleciało do mnie merdając ogonem na prawo i lewo. Na pysku miał wymalowany uśmiech (?!) No tak w końcu ta zła właścicielka mnie woła a jak przychodzę to mówi mi, że jestem dobrym psem i głaska mnie tak jak uwielbiam.
Poszliśmy dalej, pies sobie odbiegł i zatrzymał się nie wiedział co wybrać przyjście do mnie czy lecieć w krzaki i do domu. Ostatecznie wybrał mnie i znów z wieeeeelką radością domagał się kolejnej porcji pochwał.
Obecnie leży wyłożony koło moich nóg i zaczyna pochrapywać.